Przyczajone słowa, ukryte prawdy

Naprawdę? Niebywałe! I cóż jeszcze? Że w sobotnie popołudnie, w samym centrum Krakowa, w stuletniej kamienicy przy ruchliwej ulicy stało się coś, co stać się nie powinno? Że w chwili, gdy słońce nieśmiało wyjrzało zza ponurej chmury, gdy w pokoju ze skrzypiącą podłogą dało się wyczuć zapach parzonej herbaty padły słowa, których lepiej było nie wypowiadać? A słowa te miały literki, i zgłoski, i można je było różnie ustawić, ale te uporczywie i z premedytacją dążyły do tego, by przybrać tylko jeden układ, który przerwał dumne potakiwanie pradziadka. Niebywałe? Naprawdę.

Kiedy zegar bił sobotnią godzinę herbaty i pachnącego ciasta drożdżowego padły słowa, które paść powinny wiele lat temu. I co? I nic zupełnie. Bo czymże są słowa prawdy o mojej dziecięcej naturze, wypowiedziane w chwili dumy i zachwytu? Dumą napawał własnoręczny podpis córki na świeżo oddanym pod ogląd pradziadka rysunku bydlastej krowy z uszami od prosiaka i ogonem tygrysa. I cóż? Dalej nic? "A córuś moja to się potrafi już sama podpisać, wie dziadek?" - rzekła dumna wnuczka dziadka i matka małej rysowniczki w jednym. "I jeszcze pryta umiem zapisać!" - uzupełniła rysowniczka. "Oj tam - rozpoczęła zakłopotana mama. - Dzieci mają swoje prawa, dziadku; siku i pryt to rzecz normalna w tym wieku". "Nie - zaprotestowała wtedy mała rysowniczka. - To tata mnie tego nauczył"... I cóż jeszcze? I tyle w sumie.

Czasem słowa układają się w szyk zdania, który nie powinien był się zdarzyć; czają się za węgłem, by z zaskoczenia odbyć taniec synchroniczny na nosie. Gdy próbujesz je powstrzymać, one wypełzają z zakamarków przestrzeni i brzmią w najlepsze, innym razem pozostają niewypowiedziane. "La la la la la" - zanuciła córka. "Co to za piosenka, córeczko?" - spytałem. "O przedszkolu" - odparła. "A jakie są słowa w tej piosence?" - drążyłem temat. "Trudne, tato, trudne" - odpowiedziała córka z właściwym sobie westchnieniem.

2 komentarze:

  1. Przyczajona prawda w tej rozterce jest taka, że córuś ma dziadka, a dziadek ma mieszkanie w 100 letniej kamiennicy w centrum Krakowa, a to jak nic pachnie wyższymi sferami, więc od razu wiadomo z kim masz doczynienia Drogi Czytelniku :)

    OdpowiedzUsuń