Tato, wyszłam za mąż!

"Wyszłam za mąż - zaraz wracam", tak śpiewała od lat osiemdziesiątych Ewa Bem. Tej krotochwilnej plecionce słownej trudno się poniekąd dziwić, skoro tekst piosenki pisała Maria Czubaszek; być może doszła do wniosku, że wśród przyczyn zawierania związków małżeńskich miłość zajmuje dopiero drugie miejsce - po głupocie i przed alkoholem. Może. Z drugiej strony małżeństwo jest dla niektórych jedynym wyjściem i zarazem świetnym interesem, zwłaszcza gdy nie ma się własnego; i może dlatego tak wielu facetów zawdzięcza swój majątek pierwszej żonie, a swą drugą żonę - majątkowi. Ostatecznie tym, którzy się wahają, trzeba zacytować Sokratesa: "Tak czy inaczej żeń się: jeśli znajdziesz dobrą żonę, będziesz szczęśliwy, jeśli złą – zostaniesz filozofem". I ja nim nie zostałem, studia przerwałem, albowiem znalazłem dobrą kobietę, no i chciałem się żenić.

Nie ma co ukrywać ani też rozwodzić się zbytnio, że ogólnie rzecz ujmując żeniaczka dość poważną sprawą jest, lecz prawdziwie zaskakujące wyobrażenie o tym pojawiło się niedawno u mojej córy. - Mamo, gdzie jest tatuś? - Pojechał w delegację do Poznania. - A kiedy wróci? - Za dwa dni dopiero. - Ojejku, a jak on się tam z kimś ożeni?...

Zresztą po powrocie z delegacji córka postanowiła steranego ojca ściąć tekstem powitalnym równo z progiem. - Tato, wiesz, jestem żoną. - Jak to?! Czyją? - Wyszłam za Dawidka - Ale jak-co-gdzie? - No na spacerze. - Na spacerze?! I co teraz? - A nic, tato, to było tak na chwilę. - A po chwili co zrobiłaś? - Wyszłam za Szymona.

2 komentarze: