Prawda w kawałkach

Pora rzec jak to jest. Pora rzec, jak powstają rozterki. Tak. Bez ściemy, bez owijania w bawełnę, i wreszcie, do imentu poważnie. Tylko jak tu się przyznać? Otóż piszę wieczorami rozwalony na szezlongu, popijając burbona... Cisza. Nikt nie uwierzył, zwłaszcza w to, że wieczorami piszę. Otóż piszę odręcznie, w tramwaju, w autobusie, wszędzie piszę, w monopolowym przy ladzie, nawet tam, frasując się każdym wersem. Właśnie tak! Tyle że nikt nie drgnął, powieką nie ruszył, głusza studzienna, mgła wokół uszu, wata podejrzliwości rozsadza bębenki... – Córuś, powiedzże coś śmiesznego. – Ale śpię. – Dobra, to sam coś wymyślę. (tylko co?) – Tato, tatooo. – Tak? – Obudziłam się. – No!, to dajesz. – Obudziłam się, żeby ci powiedzieć, że dziś nie powiem nic śmiesznego... – Super.
Zatem to była cało prawda.

Jak mawiał Piłsudski, racja jest jak d*pa i każdy ma swoją, podobnie bywa z prawdą, więc ja na ten przykład mam opowiastkę, od której wszystko się zaczęło. Poszedłem kiedyś do sklepu za rogiem, bo córka zapragnęła Mamby, przy kasie dostrzegłem gołym, nieprzeszklonym okiem coś w kształcie tego, co mnie tam przywiodło, i kasjerkę, która chyba zjadła na tym zęby... – Dzień dobry wieczór, poproszę 3 Mamby. - Maoam. - Ojej, skoro ma pani mało, to przynajmniej jedną. - Maoam, taka marka, mogę panu dać trzy razy. - Pani mi da trzy razy? Dziękuję... to znaczy gumy wezmę, i to trzy, jeśli można.
To była tys prawda.

I na tym byłby koniec, lecz czegoś jakby brakuje. – Córa, dlaczego ja muszę wiecznie po tobie sprzątać? – Bo takie jest życie, tato.
Czyli g*wno prawda!

2 komentarze: