Wsiadając do windy i naciskając guzik, zastanawiam się zawsze: ruszy, czy też nie ruszy po zamknięciu drzwi. Otóż czasem nie rusza; kilka podskoków zwykle pomaga zaznaczyć moją obecność. Inwersja nieznośnej lekkości bytu i ociężałości umysłu jest mi właściwa, zwłaszcza w towarzystwie, choć po dwóch drinkach zarówno ważę więcej, jak też umysł nabiera cech ulotnych. Co tak naprawdę ciągnie nas w dół, a co unosi, to jak się okazuje problem nie tylko Kundery.
Wyobraźmy sobie atmosferę rodzinnego spotkania, takie ognisko sielankowej sagi, nad którą czuwa parytet niebios i ziemi, z trudem jednak utrzymujący swą równowagę pomiędzy harmonią firmamentu a pandemonium barw ciotki i jej spuścizny po niegdysiejszej lekkości. Pośrodku stołu siedzi najmądrzejszy z wujków, wokół którego przycupnęła gromadka dzieci. „Wujku, co to jest grawitacja?” – pyta pierwsza mała dziewczynka. „Bez niej wszystkie rzeczy by latały nad ziemią” – odpowiada mądrze wujek. „A stół by latał?” – kontynuuje mała dziewczynka. „Tak” – przytakuje wujek, wciąż w tym samym stopniu afirmujący porządek rzeczy we wszechświecie. „A szafa by latała?” – ciągnie temat mała dziewczynka. „Oczywiście” – kiwa głową wujek, ostatecznie rozwiewając wątpliwości małej dziewczynki. Jednakże argumenty, które przekonały pierwszą, drugiej małej dziewczynce wyraźnie nie dają spokoju, stąd zdawałoby się początkowo niezainteresowana dyskusją po chwili dodaje: „Ale ciotka by na pewno nie latała, wujku!”
Nieznośna lekkość bytu
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Uwielbiam takie historie :) Super napisane !!
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń