Ostatnio pisałem, jak dobrze wydać 10 PLN. Co jednak się stanie, gdy mamy przypływ gotówki i kwotę do dyspozycji dziesięciokrotnie większą, czyli 100 PLN? Otóż możemy się pokusić o zakup "gry" Shark Chase marki Hasbro, której reklamy mogliśmy oglądać niedawno w TV (słowo "gra" celowo ubieram w cudzysłów, ale o tym za chwilę).
Żeby można było "zagrać", trzeba rozłożyć planszę i co nieco pomajsterkować. W zestawie nie ma baterii, więc najlepiej kupić je wraz z "grą", a potem przy użyciu małego śrubokręta odkręcić spód rekina (widoczny na zdjęciu) i umieścić je wewnątrz. Pozostaje nam jeszcze montaż ramienia (jest to banalnie proste, więc nie będę się tu za bardzo rozpisywał, wszystkie elementy do siebie pasują i są wykonane z bardzo dobrego jakościowo plastiku, dodatkowo instrukcja nie bardzo czytelna). Rekina umieszczamy na przerywanej linii (także widocznej na zdjęciu); za jednym razem możemy też rozmieścić pionki (rybki) na swoich miejscach (kolor pionka musi odpowiadać polu na planszy).
Zasada "gry" jest banalna. Każdy gracz wybiera kolor swojego pionka i można zaczynać! Kolejność ruchu pionków regulują kości, którymi może rzucać jeden z graczy (np. najstarszy), albo gracze robią to po kolei. Przy użyciu przycisku na grzbiecie włącza się rekina, który za sprawą wmontowanego silniczka porusza się po okręgu i... chce zjeść pionki. Kości mają umieszczone na ściankach kropki z kolorami odpowiadającymi kolorom pionków. Rzucający kośćmi mówi na głos, co wypadło, np. "zielony i czerwony" (wtedy pionki w kolorze czerwonym i zielonym mają prawo przesunąć się o jedno pole do przodu, albo "zielony, zielony" (wtedy pionek zielony ma prawo przesunąć się o dwa pola do przodu). Pionki oczywiście poruszają się w tym samym kierunku co rekin (wygrywa ten gracz, którego pionek pozostanie jako ostatni na planszy).
"Gra" jest bardzo szybka i dynamiczna, trwa maksymalnie 2 minuty i dzieci dobrze na nią reagują, ale też bardzo szybko się nudzą. Mniejsze dzieci będą miały dodatkowo problem z nadążeniem za ciągle zmieniającymi się informacjami o wyrzuconych kolorach i odpowiednio szybką reakcją, dlatego początkowo najlepiej im trochę w tym pomagać (np. naprowadzając je słownie), by potem szybciej kojarzyły, co w danym momencie trzeba zrobić.
POSUMOWANIE
1. Shark Chase niestety nie jest grą (tu piszę bez cudzysłowu), gdyż opiera się wyłącznie na rachunku prawdopodobieństwa (rzut kośćmi); nie ma przy tym ani kreatywnego myślenia, ani też nauka kolorów nie jest potrzebna dzieciom powyżej piątego roku życia, dla których stworzono tę... zabawkę.
2. Duża różnica wieku dzieci nie sprzyja wyrównanej rywalizacji; starsze dzieci mają zdecydowanie większą szansę na wygraną, gdyż reagują dużo szybciej (dorośli oczywiście mogą trochę poudawać "nieporadność", aby nie zrażać pociech). "Gra" bezwzględnie nie nadaję się dla dzieci poniżej trzeciego roku życia (nie chodzi tylko o małe elementy).
3. Za pozytywną stronę Shark Chase należy uznać sporą dozę zabawy, uśmiechu i dynamizmu, jaką gwarantuje nam producent; niestety to, co dobre, ma zazwyczaj krótkie nogi i Shark Chase szybko ląduje na półce.
4. Czy gdyby nie doskonale oddziałująca na dzieci reklama, wydałbym 100 PLN i namawiał innych rodziców na podobny ruch? Zależy na ile dany rodzić wycenia chwilę dobrej zabawy ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz