Zapiski na skrawku papieru

"No co ci powiem, nic" – rzekł osiedlowy pijaczyna do swojego kumpla, patrząc na roztrzaskaną o sklepowe schody flaszkę wódki. Słowem: nic. Choć może jednak coś? Jednak nic. Ludzie komunikują się na wiele sposobów: rozmawiają długimi godzinami o niczym, wysyłają płaskie zdania internetem, piszą esemesy lub zdawkowo rzucają frazy na wiatr, choć tak naprawdę nie dogadują się ze sobą wcale. Wszystko to jakby bzdet, nic. A chwycenie za pióro i zabazgranie kartki pachnie przecież emocjonalnym ekshibicjonizmem. Pisanie powinno zbliżać ludzi, ale dziś już nie zbliża, to forma rozmowy z samym sobą, schowany do szuflady dialog wewnętrzny; poza nim niewiele mamy do powiedzenia, wszystko i zarazem nic do wysłania. Listy dawały namiastkę intymnego szeptu, czasami jednak niemiłosiernie odzierając ze złudzeń i współistnienia obok siebie; Agnieszka Osiecka pisała do swojego męża mieszkającego w Paryżu: "Z przerażeniem myślę o chwili, kiedy znajdziemy się sami w pokoju, a z drugiej strony śni mi się, że ciebie całuję". Czy zatem w gęstwinie międzyludzkich spraw możemy sobie coś jeszcze przekazać?

Lekcję dialogu odrabiamy bardzo wcześnie, zaczynając od prostych dźwięków, poprzez naukę sylab, aż po względną biegłość w całej materii. Niedzielny spacer po krakowskim Kazimierzu to z kolei okazja do wsłuchania się w podszepty, jakimi luminarze futbolowej sztuki słowa wymieniają się między sobą; wystarczy tylko dobrze przyłożyć ucho. – Tato, tatooo, popatrz, literki. – Gdzie? – Na murze. (cedzi) Jiiii… Eeee… Byyyy… Aaaa… Tato, a ta następna literka, to jaka? – Jak by ci to... Nie widzę wyraźnie. – A co tam jest napisane? – No co ci powiem, nic.

11 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  2. Może tak być, zapewne będę miał na butach szmaciane ochraniacze, co doda powagi całej sytuacji ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  4. Publiczne jeśli już :) Czy ochraniacze to wyjątek - nie wiem szczerze mówiąc, ale drobiazgowo pilnują "czystości" :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Przypomniało mi się, jak chodziłam do przedszkola (nauczyłam się dość wcześnie czytać), przeczytałam kiedyś po drodze na murze brzydkie słowo na "ch". Wróciłam do domu i zapytałam się mamy, co to znaczy. Nie rozumiałam, dlaczego zaczęła się śmiać i mnie wcale nie pochwaliła - przecież tak ładnie połączyłam literki :]

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj dobre, dobre :), u mnie naprawdę niewiele brakowało, jak na przedszkolaka całkiem nieźle córa składa te literki - a że polska język to trudna język - literka "ć" tym razem mnie uratowała (nie wiedziała jak to przeczytać); z następnym słowem "W I S Ł Ę" obawiam się, że dałaby sobie radę - przez chwilę było więc gorąco :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Cóż, umiejętnośc czytania jest chyba na tyle cenna, że warto zaryzykować konfrontację z kilkoma bluzgami. Tak mi się zdaje przynajmniej...

    pzdr

    PS

    Mój Synek dopiero wprawia się w liczeniu. Nie ma strachu na razie...

    OdpowiedzUsuń
  8. Też uważam, że warto ryzykować ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Znam puentę, którą dopisze życie. Córa sprzeda nowo poznany wyraz w przedszkolu, ale coś jej się pokręci (jak to dziecku) i na pytanie skąd zna takie słowo, radośnie odpowie pani przedszkolance, że słyszała jak tatuś tak mówił do mamy. I nie wytłumaczysz się, nie ma szansy. Będziesz stał pąsowy przed panią i z uwagą obserwując czubki butów pomyślisz: "no co Ci mam powiedzieć, nic" :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie ma człowieka kilka tygodni a tu od razu takie zmiany - wyłączona weryfikacja obrazkowa :)) Zdecydowanie mój ulubiony wpis to "Szmaciarz"! Przeczytałam go już każdemu, wracam do niego jak chcę sobie poprawić humor - zawsze działa tak jakbym czytała go po raz pierwszy :)
    reh. Martyna

    OdpowiedzUsuń