Pewnego razu dałem swym włosom wolne, niestety z wychodnego skorzystały prawie wszystkie, a po miesiącu odebrałem eska od jednego z nich, siwego złamasa z rozdwojoną końcówką: „Pozdro ze SPA, pocałuj nas w ceb*lkę”. Choć nie jesteśmy częścią żadnej baśni, wielu z powodu włosów tracił głowę, lub wzrok, jak książę upadając w ciernie z Roszpunkowej wieży. Jak się jednak okazuje, długość włosa nie ma nic wspólnego z utratą słuchu.
Domowa kanciapa, taki męski świat, surowy, tylko synchroniczność metalu, żeliwa i plastiku bijąca z narzędzi, słychać jedynie szmer kiwającej się z prawa do lewa sufitowej żarówki; w takich warunkach przykładam do wieczka ulubionego pilsnera kawałek szmatki, by dobrze tłumiła, pociągam za spust i rozlega się głuche „psssst”. Przed siorbnięciem dla pewności zwykle liczę do pięciu: „Raz, dwa…” – Mamo, mamooo, słyszałaś, tatuś otworzył kolejne piwko? – Taaa, córuś, słyszałam… „W pytę” – pomyślał sobie tatuś.
Włosy intrygują od małego, a zwłaszcza splecione. – Córcia, jak twoje warkoczyki w przedszkolu? – Bartek mnie ciągnął. – I co mu powiedziałaś? – Powiedziałam mu „Nie ciągnij, łobuzie, bo sobie pójdę". – I co? – Ciągnął dalej, a ja nie poszłam, hi, hi. To wiele tłumaczy, i prostotę męskich zalotów, i poplątanie kobiecej reakcji.
Moja włosowa historia
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
wspaniała opowieść ;)))
OdpowiedzUsuńkobieca logika jak zawsze powala :D
OdpowiedzUsuńDzięki, całkiem możliwe, że powstanie druga część :)
OdpowiedzUsuńOj chyba nie wiesz, że my kobietki lubimy łobuzów, ale głośno o tym nie mówimy ;-)
OdpowiedzUsuńOd córeczki się wiele nauczysz;-)
Cały czas się uczę :)Tyle patrzeć jak kartkówkę zrobi :)
OdpowiedzUsuńSprawdzian spostrzegawczości, oj trudno Ci będzie jeszcze z naszą reakcją poplątaną!
OdpowiedzUsuńZawsze jest ciężko, ale trzeba się dokształcać każdego dnia :)
OdpowiedzUsuńno właśnie...dlaczego one nigdy nie odchodzą?;>
OdpowiedzUsuńRaz odchodzą, raz dochodzą :) Kto to wie :)
UsuńPoprosimy więcej :)
OdpowiedzUsuń