Making friends

Poszedłem do Lewiatana oddać butelki, wchodzę do środka, a w tle rozmowa kasjerek:
- Słuchajże, gdzieżeś kolor robiła? (jak Państwo szłyszą, akcja dzieje się w Krakowie)
- U tej co zwykle, a co, za ciemny?
- Nie no, super.
- Chiałam ciemny brąz, a wyszedł czarny.
Podchodzę do kasy, wykładam dziesięć buteleczek po Tatrach, a przy jedenastej po Harnasiu pozwalam sobie na mały żarcki:
- Heh, czarna owca...
Na to pani nałykawszy się w sekundzie całego tlenu, który sączył się ostatnią godzinę do sklepu przez niedomykające sę drzwi:
- Jak się nie podoba, to do Żabki!

1 komentarz:

  1. he, he, że też kobiety zawsze muszą brać wszystko do siebie!!! ja chyba musi nie jestem kobietą :)bo śmieszą mnie takie zachowania

    OdpowiedzUsuń